W cyklu „Ludzie i pasje” prezentujemy najciekawsze osobowości branży grzewczej. Ludzi, którzy obok pracy zawodowej mają jeszcze to „coś” – pasję, która dla wielu może być niezrozumiała, egzotyczna lub nawet tajemnicza. Pasja to więcej niż hobby…
W środku zimy o pasję pytamy miłośnika gór Krzysztofa Rudnickiego, na co dzień dbającego o dobrą współpracę z klientami działu eksportu firmy Galmet i dostarczanie urządzeń tej marki nawet w najdalsze zakątki kuli ziemskiej. Krzysztof ma 31 lat, jest absolwentem Politechniki Opolskiej (mgr inż. Zarządzania i Inżynierii Produkcji, ze specjalnością logistyka). Efektywność w codziennych obowiązkach to jednak dla Krzysztofa za mało. Na prawdziwe wyżyny – dosłownie – wznosi się w weekendy i podczas urlopów. To za jego sprawą Galmet znalazł się na Giewoncie...
Od kiedy nosi Cię po górach?
Krzysztof Rudnicki: Dokładnie od 4 lat… Pamiętam, ponieważ był to moment moich zaręczyn na zamarzniętym Morskim Oku!
Tak przeczuwałem, że bez ważnego powodu tam zimą nie poszedłeś! Ta uśmiechnięta dziewczyna na zdjęciu obok Ciebie to…
Ania. Wybranka serca i lepsza połowa naszego związku, która zawsze mi towarzyszy we wszystkich wyprawach.
Ania też lubi takie ekstremalne wycieczki na szczyty, na które dociera niewielu ludzi? Przecież to często jest niebezpieczne…
Myślę, że lubi nie mniej niż ja (śmiech). Choć rzeczywiście w górach bywa niebezpiecznie. Pewnego razu, wysoko, złapała nas burza, która popaliła nam wszystkie telefony, nie mieliśmy wtedy na sobie ani jednej suchej nitki. Kilka razy z bliska widzieliśmy akcje ratunkowe TOPR-u, a raz pomogłem turyście, który zsuwał się po płacie śnieżnym prosto w urwisko - złapałem go za plecak. Teraz już rozumiesz dlaczego oświadczałem się również w ekstremalnych warunkach na zamarzniętym Morskim Oku, gdzie wiatr zrywał czapki, a narzeczona ledwo słyszała moje słowa. Chyba ze strachu, że załamie się lód, szybko się zgodziła (śmiech).
Wyprawy w góry wymagają dobrej kondycji – jak się do nich przygotowujesz?
Mam jeszcze inne zainteresowania sportowe, które bardzo w tym pomagają – gram w tenisa stołowego i biegam.
To już na szczęście mniej ryzykowne dziedziny…
Niebezpieczeństwa czyhają wszędzie. Kiedyś podczas wakacji w Chorwacji wybraliśmy się ze znajomymi popływać łódką. W wyniku „drobnego” nieporozumienia z właścicielem wypożyczalni, niespodziewanie skończyło się nam paliwo i zaczęło ściągać nas na skały, a na łódce było 6 osób i tylko 3 kamizelki ratunkowe… Udało nam się wezwać inną łódkę na pomoc i złapać hol, niestety po chwili w tej drugiej łódce silnik się przegrzał i stanął. Znowu dryfowaliśmy po morzu i nadal trzeba było szukać pomocy… Złapaliśmy drugi hol, który dociągnął nas do najbliższego miasta, a tym samym wywiózł nas jeszcze dalej od naszej przystani. W mieście kupiliśmy zapas paliwa na drogę powrotną, ale powrót okazał się najgorszy, bo zapadał wieczór i zaczęły wzmagać się fale. Łódką miotało na prawo i lewo, a byliśmy na otwartym morzu, woda nabrała złowrogiego, ciemnego odcienia... jednym słowem - horror. Jedynym odgłosem, który przebijał się przez uderzające fale był płacz naszych dziewczyn… Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, a właściciel łódki, był tak przestraszony całą sytuacją, że nawet nie chciał od nas dodatkowych pieniędzy za przekroczony o kilka godzin czas wypożyczenia. Zdecydowanie pewniej czuję się w górach, niż na morzu.
Gdzie wspiąłeś się ostatnio?
Na Orlą Perć, najtrudniejszy tatrzański szlak oraz Wrota Chałubińskiego. Generalnie prawie całe polskie Tatry już schodziłem.
A co zamierzasz zdobywać w najbliższym czasie?
Wkrótce planuję zrobić „zimowy kurs turystyki wysokogórskiej” i wejść zimą na Rysy. Po polskich Tatrach chciałbym przejść stronę słowacką, a później, jak czas pozwoli, to wszedłbym na coś wyższego i bardziej wymagającego, może szczyty w Alpach.
Życzymy zdobycia najwyższych szczytów i czekamy na barwne relacje z kolejnych wypraw!